29.12.2014

SU:M37 MIRACLE ROSE CLEANSING STICK - CZYLI MAM, BO INNI TEŻ MAJĄ

Su:m37 Miracle Rose Cleansing Stick. Mydło w sztyfcie, nad którym Internety rozpływają się w zachwycie i zakochują się od pierwszego wejrzenia. Mam i ja.

Taką już mam naturę, że pożądam rzeczy, które są inne niż wszystkie. I co z tego, że w regularnym użyciu mam  kilka produktów do mycia twarzy (dwa pod prysznicem, jeden na umywalce i cztery w szufladzie pod umywalką), skoro sztyftu jeszcze nie próbowałam. Przeczytałam recenzję na jednym z moich ulubionych blogów, skarbnicy wiedzy wszelakiej -  Skin & Beauty Story i zapragnęłam posiąść.

Problem polegał na tym, że cudowny różany sztyft oczyszczający wszędzie był wyprzedany. Pisząc "wszędzie", mam na myśli wszystkie sklepy internetowe oferujące koreańskie kosmetyki. Ale jak widać - udało mi się. Jak za dawnych dobrych czasów (bo pamiętam te czasy) ZAPISAŁAM się na sztyft. Normalnie lista kolejkowa, sprawdzanie obecności i wypad z kolejki, jeśli przegapiłam wywołanie mojego nazwiska;)

Mam go od miesiąca i mogę stwierdzić jedno - myje. Używałam go do zmywania makijażu oraz do porannego mycia twarzy - myje. Poza tym nie zauważyłam żadnych innych cudownych właściwości. Może ja rzeczywiście jestem jakaś inna? Tuż po zastosowaniu czuję lekkie ściąganie skóry, a tego potwornie nie znoszę. Nie mam takiego uczucia ani po olejach, ani po piankach. Lekko się rozczarowałam, bo po entuzjastycznych recenzjach spodziewałam się niewiadomoczego.

Tymczasem mamy taki oto sztyft, w którym znajduje się 80 gramów produktu.


A w środku zatopione płatki damasceńskiej róży.



Kosmetyk jest bardzo przyjemny w stosowaniu. Po nawilżeniu twarzy wodą, wysuwam odrobinę mydła i masuję, masuję, masuję... Wytwarza się dosyć rzadka piana, która szczypie okropnie, jeśli dostanie się do oczu (muszę popracować nad techniką, może po prostu wystarczy się bardziej pochylić nad umywalką). Potem przez chwilę masuję twarz dłońmi, spłukuję pianę, przez chwilę podziwiam w lustrze  naprawdę czystą i odświeżoną skórę, która momentalnie zaczyna błagać o  popsikanie aloesową mgiełką i nałożenie nawilżającego serum i kremu.

Cassandra (Doctor Who)


Sztyft doskonale sprawdza się w podróży. Mamy przynajmniej pewność, że nic  się nie wyleje.
Nie pachnie różami, chociaż spodziewałam się takiego zapachu. Zapach jest delikatnie mydlany. Dla mnie OK.

Ogólnie jestem zadowolona, bo lubię takie wynalazki. Wiem, że po zużyciu tego sztyftu oraz sztyftu... zapasowego (zapobiegliwa jestem, lubię mieć zapasy) nie kupię go ponownie.

Odrobinę się jednak rozczarowałam, bo sztyft nie robi żadnych cudów. Myje. I chyba o to chodzi.