30.05.2015

INSPIRED BY EWA CHODAKOWSKA BOX CZYLI JA WIEDZIAŁAM, ŻE TAK BĘDZIE

No i po co mi to było? Bardzo starałam się oprzeć nowym pudełkom, ale mi się nie udało (surprise!).

Jako pierwsze (bo będzie jeszcze drugie i trzecie) przyszło pudełko Ewy Chodakowskiej, która -   według InspiredBy - jest "trenerką wszystkich Polek". A to nieprawda, bo mój trener ma na imię Paweł.

Źródło: www.inspiredby.pl


Pudełka są komponowane przez tę samą firmę, która wysyła ShinyBox. Z ShinyBoxem wiadomo - raz jest dobrze, raz beznadziejne, innym razem średnio. No ale pudełko pełne prezentów za 169 złotych (+ dodatkowe 10 zł za przesyłkę, które mogli już sobie darować i wliczyć w cenę zakupu) musi kryć coś ekstra.  Myślę, że mnóstwo osób będzie wniebowziętych, szczególnie wyznawczynie Chodakowskiej. Może gdy odpalę płytę, która była w środku  i w końcu poćwiczę w domu też zacznę ją wielbić, ale na razie jestem wyznawczynią trenera Pawła, bo na ramieniu Chodakowskiej się nie wesprę schodząc z chybotliwego bosu.

Muszę przyznać, że samo opakowanie jest ładne - dużo różowego.



Aaaaby poćwiczyć mamy płytę Ewy z turbo wyzwaniem, skakankę i roller, który ma poprawić elastyczność stawu skokowego, wyeliminować ból i ulżyć zmęczonym stopom. Płyta wyląduje na półce, bo nie mam jej na czym obejrzeć, skakanka pójdzie w ruch, a roller dam tacie, bo on lubi takie gadżety i w przeciwieństwie do mnie - używa ich regularnie.



Załączone kosmetyki są dla mnie totalną porażką, bo nie używam ani dezodorantów w sprayu, ani kolorówki Rimmel. Jednak nie narzekam, bo od początku było wiadomo, jakie marki znajdą się w pudełku. No i tak sobie teraz myślę, że właściwie dlaczego nie spróbować, skoro już je mam. Dezodorant, jak dezodorant, różowy lakier lubię, a właśnie mam w wieczornych planach malowanie paznokci u stóp, tusz do rzęs znajdzie nowy dom, a jednorazowych maszynek nigdy za wiele. Jest jeszcze maska do włosów, więc jutro rano się nawilżę.


Czy Wy robicie makijaż, idąc na siłownię?

Jest jeszcze niewielka ciemnobrązowa kosmetyczka Batyckiego, zmieści się do niej tusz, lakier, golarka, a  dezodorant już nie, bo jest za długi.

Wiedziałam, że zawartość tego pudełka do niczego mi się nie przyda, czułam, że to nie będą produkty dla mnie, ale jak zwykle zwyciężyła ciekawość, pudełkoholizm i chęć wypróbowania czegoś nowego . Żadnej z tych rzeczy nie kupiłabym będąc w sklepie.
Anulowałam subskrypcję i idę poskakać na skakance.






15.05.2015

INNISFREE GREEN TEA SLEEPING PACK CZYLI ZIELONA HERBATA W NATARCIU


Zaszalałam kiedyś w internetowym sklepie Innisfree. I to dwa razy. Ale jak tu nie szaleć, skoro wchodzi się do sklepu, a tam taka okazja! Kup 10 maseczek, kolejne dziesięć otrzymasz gratis. Kup 2 kremy do rąk, a ten drugi też będzie gratis. Ale który wybrać, gdy jest dziesięć różnych kremów, no to wzięłam wszystkie. A potem udało mi się namówić syna do wypróbowania maseczki w płachcie z olejkiem z drzewa herbacianego. Wierzcie mi, nie było to łatwe i dużo czasu upłynęło, zanim się zgodził. Może dlatego, że jak każdy facet wyłącza słuchanie po trzecim zdaniu i większość istotnych rzeczy po prostu do niego nie dociera. Łatwiej byłoby po prostu powiedzieć: Maseczka! 10 minut! Teraz! I darować sobie wykład na temat korzyści, jakie niesie regularna pielęgnacja skóry. Ale jakoś się udało, przeżył i co ważniejsze - poprosił o jeszcze. No to znowu musiałam zrobić zakupy. Po prostu nie miałam wyjścia.
I kupiłam sobie kilka kosmetyków z linii Green Tea - zielona herbata, pełna aminokwasów, minerałów i antyoksydantów.

Innisfree jest firmą koreańską, a składniki jej kosmetyków pochodzą z wulkanicznej wyspy Jeju. Produkty  Innisfree nie zawierają parabenów, parafiny, sztucznych barwników ani  konserwantów. Żyć nie umierać!

Na pierwszy ogień poszła maseczka na noc, zwana sleeping packiem. 
Według instrukcji należy ją nakładać jako ostatni etap wieczornej pielęgnacji. Bywa więc tak, że nakładam ją po serum i kremie, a czasem bywa tak, że nakładam ją jako jedyny wieczorny kosmetyk. Bo nie mam siły na więcej.  Ale nigdy, przenigdy nie zapominam o dokładnym oczyszczeniu skóry. 

Maseczka znajduje się w plastikowym, zakręcanym słoiczku. A słoiczek w kartonowym pudełku. Witamy w świecie firm kosmetycznych dumnych ze swojej dbałości o środowisko naturalne. Czasem mam wrażenie, że one specjalnie mnożą opakowania, żeby klient miał co recyklingować.



W środku mamy biały żel i maleńkie, białe kaspułki. 






Drażni mnie zapach. Teoretycznie powinien być świeży, herbaciany - tego spodziewałabym się po kosmetyku z zieloną herbata. W ostateczności mógłby w ogóle nie pachnieć. Tymczasem, za każdym razem, gdy nakładam maseczkę, mam wrażenie, że pojawia się obok mnie mój dawno zmarły dziadek skropiony obficie swoją ulubioną Przemysławką.

Po kilku minutach od nałożenia maseczka całkowicie się wchłania i nie ma po niej śladu, co jest trochę dziwne. Używam też jaśminowego sleeping packu Dr. MJ, który był w jednym z Memeboxów. Nawet jeśli część wcieram w nocy w poduszkę, rano mam na twarzy śliską warstwę, którą muszę zmywać. Innisfree znika bez śladu. I nie robi mi kompletnie nic. Ani nie nawilża, ani nawet nie pachnie herbatą.  Wyjątkowo nietrafiony zakup.