Nowe pudełko z produktami nawilżającymi pojawiło się na stronie Memebox po długiej pudełkowej suszy. Nic więc dziwnego, że musiałam zaspokoić głód i bez zastanowienia złożyłam zamówienie.
Po czym zobaczyłam w sieci spoilery, potem ulotkę informacyjną, poczytałam narzekające na zawartość inne memecholiczki i poczułam się źle, uświadamiając sobie, że znowu wydałam w ciemno kilkadziesiąt złotych i jak zwykle rozdam wszystkie kosmetyki znajomym.
Wtem! Listonosz zadzwonił dwa razy. Byłam sama w domu, tuż po pracy, więc poszłam na całość. Nie z listonoszem bynajmniej. Z zawartością memeboxa:
Najpierw zmyłam twarz świeżym, kremowym mydłem Vella. Odważna jestem, nakładając nowy produkt tak bez przygotowania. Ale raz się żyje.
Odrobina mydła na końcu szpatułki zupełnie wystarczy. Użyłam go zbyt dużo i miałam na sobie mnóstwo piany. Posunęłam się o krok dalej i wyszorowałam sobie rzęsy - jak szaleć, to szaleć. Tusz zmył się bez śladu i - co najważniejsze - mydło nie podrażniło mi oczu. Po spłukaniu piany, odczekałam chwilę, sprawdzając czy skóra nie zacznie się napinać, skrzypieć i ściągać. Nic się nie stało, więc spryskałam twarz nawilżającą mgiełką oliwkową (Ziaja made in Poland) i sięgnęłam po krem i serum tajemniczej marki Bory.
Nałożyłam odrobinę serum na policzek, po czym zorientowałam się, że to jest serum pod oczy. Ponieważ na policzku nic się działo, dzielnie zaaplikowałam sobie serum pod lewe oko. Tak, tylko pod jedno, na wszelki wypadek. Od pół godziny działa i mam wrażenie, że opuchlizna pod lewym okiem jest znacznie mniejsza, niż ta pod prawym. Nie wyspałam się dzisiaj i nie wyglądam dobrze. Od rana mam worki pod oczami, co bardzo rzadko mi się się zdarza, ale jednak się zdarza. Po przeczytaniu ulotki (tak już mam, że najpierw wciskam guziki, a potem czytam instrukcję, co doprowadza do szału mojego męża, który robi zupełnie na odwrót) dowiedziałam się, że serum likwiduje m.in. opuchliznę, co niniejszym potwierdzam. Odnoszę też wrażenie, że moje lewe oko jest bardziej przytomne, niż prawe. Takie świeższe i szerzej otwarte. Jeżeli za 15 minut znikną mi jeszcze zmarszczki, to będę w niebie.
Składniki serum, wyjątkowo po angielsku (na kremie są tylko po koreańsku).
W pudełku znalazły się jeszcze dwa kremy.
Krem do rąk Echochoice z masłem shea o delikatnym, kwiatowym zapachu. Krem, jak krem. Duży plus za duże opakowanie (100 ml) i szybkie wchłanianie się. Krem do rąk się u mnie nie zmarnuje, bo zużywam ich na tony. Tubki mam w każdej torebce, w każdej szufladzie i w każdym miejscu, w którym spędzam więcej, niż 10 minut. Są obok foteli, w kieszeniach płaszczy i kurtek, w szufladach w biurze i na biurku w biurze, w schowku w samochodzie i oczywiście w szufladzie z kremami.
Jest też krem Shara Shara, all-in-one, można nim smarować wszystko, ale nikt mnie nie namówi, żeby taki uniwersalny krem nałożyć na twarz. Niemniej jednak doskonale sprawdził się na ciele po szybkim prysznicu. Błyskawicznie się wchłonął i zostawił przyjemny, cytrusowy zapach.
Dużo radochy sprawiło mi to pudełko. Taki przyjemny akcent na początek tygodnia.
Na koniec ulotka do poczytania: