26.01.2015

MEMEBOX - MOISTURIZE, MOISTURIZE, MOISTURIZE!

Nowe pudełko z produktami nawilżającymi pojawiło się na stronie Memebox po długiej pudełkowej suszy. Nic więc dziwnego, że musiałam zaspokoić głód i bez zastanowienia złożyłam zamówienie.
Po czym zobaczyłam w sieci spoilery, potem ulotkę informacyjną, poczytałam narzekające na zawartość inne memecholiczki i poczułam się źle, uświadamiając sobie, że znowu wydałam w ciemno kilkadziesiąt złotych i jak zwykle rozdam wszystkie kosmetyki znajomym.

Wtem! Listonosz zadzwonił dwa razy. Byłam sama w domu, tuż po pracy, więc poszłam na całość. Nie z listonoszem bynajmniej. Z zawartością memeboxa:



Najpierw zmyłam twarz świeżym, kremowym mydłem Vella. Odważna jestem, nakładając nowy produkt tak bez przygotowania. Ale raz się żyje.


Odrobina mydła na końcu szpatułki zupełnie wystarczy. Użyłam go zbyt dużo i miałam na sobie mnóstwo piany. Posunęłam się o krok dalej i wyszorowałam sobie rzęsy - jak szaleć, to szaleć. Tusz zmył się bez śladu i - co najważniejsze - mydło nie podrażniło mi oczu. Po spłukaniu piany, odczekałam chwilę, sprawdzając czy skóra nie zacznie się napinać, skrzypieć i ściągać. Nic się nie stało, więc spryskałam twarz nawilżającą mgiełką oliwkową (Ziaja made in Poland) i sięgnęłam po krem i serum tajemniczej marki Bory.



Nałożyłam odrobinę serum na policzek, po czym zorientowałam się, że to jest serum pod oczy. Ponieważ na policzku nic się działo, dzielnie zaaplikowałam sobie serum pod lewe oko. Tak, tylko pod jedno, na wszelki wypadek. Od pół godziny działa i mam wrażenie, że opuchlizna pod lewym okiem jest znacznie mniejsza, niż ta pod prawym. Nie wyspałam się dzisiaj i nie wyglądam dobrze. Od rana mam worki pod oczami, co bardzo rzadko mi się się zdarza, ale jednak się zdarza. Po przeczytaniu ulotki (tak już mam, że najpierw wciskam guziki, a potem czytam instrukcję, co doprowadza do szału mojego męża, który robi zupełnie na odwrót) dowiedziałam się, że serum likwiduje m.in. opuchliznę, co niniejszym potwierdzam. Odnoszę też wrażenie, że moje lewe oko jest bardziej przytomne, niż prawe. Takie świeższe i szerzej otwarte. Jeżeli za 15 minut znikną mi jeszcze zmarszczki, to będę w niebie.

Składniki serum, wyjątkowo po angielsku (na kremie są tylko po koreańsku).



W pudełku znalazły się jeszcze dwa kremy.

Krem do rąk Echochoice z masłem shea o delikatnym, kwiatowym zapachu. Krem, jak krem. Duży plus za duże opakowanie (100 ml)  i szybkie wchłanianie się. Krem do rąk się u mnie nie zmarnuje, bo zużywam ich na tony. Tubki mam w każdej torebce, w każdej szufladzie i w każdym miejscu, w którym spędzam więcej, niż 10 minut. Są obok foteli, w kieszeniach płaszczy i kurtek, w szufladach w biurze i na biurku w biurze, w schowku w samochodzie i oczywiście w szufladzie z kremami.

Jest też krem Shara Shara, all-in-one, można nim smarować wszystko, ale nikt mnie nie namówi, żeby taki uniwersalny krem nałożyć na twarz. Niemniej jednak doskonale sprawdził się na ciele po szybkim prysznicu. Błyskawicznie się wchłonął i zostawił przyjemny, cytrusowy zapach.


Dużo radochy sprawiło mi to pudełko. Taki przyjemny akcent na początek tygodnia.

 Na koniec ulotka do poczytania:







1.01.2015

MEMEBOX - SUPERBOX #47 IOPE BOX 2 i CUSHION FOUNDATION

Na początku przygody z Memebox przeglądałam ofertę kosmetyków, które były już wyprzedane i bardzo spodobał mi się box IOPE. Nic więc dziwnego, że gdy tylko pojawił się w ponownej sprzedaży, kupiłam go bez zastanowienia. Bo to IOPE. Spróbować trzeba.

W pudełku było 6 pełnowymiarowych kosmetyków, chociaż mam jakąś lukę w pamięci, bo kompletnie nie pamiętam, żebym wyciągała z niego błyszczyk/róż, ale ja już stara jestem, więc mają prawo mi się zdarzać takie rzeczy. Na pewno był krem nawilżający, serum, podkład w poduszce, olejek do twarzy i krem pod oczy.

Źródło: Memebox.com
O, znalazłam w komórce zdjęcie tego pudełka. Jednak był róż.



Pudełko leżało sobie spokojnie w szufladzie, gdy nagle Anna napisała o kremie IOPE Essential Moistule Relief Cream, że "to dziadostwo śmierdzi". Rzuciłam się biegiem po schodach (wierzcie mi, nigdy tak szybko nie biegłam), żeby sprawdzić czy faktycznie wyrzuciłam pieniądze w błoto. I kamień spadł mi z serca.

Krem pachniał świeżością, zwykłym mydłem, albo takim świeżo wyciągniętym z pralki praniem. Bardzo mi ten zapach odpowiadał. Wyciągnęłam wszystko z pudełka  i zaczęłam używać. Dzisiaj wycisnęłam ostatnie krople serum i kremu - będę za nimi tęsknić. Lubiłam aplikować oba produkty, bo było to po prostu przyjemne. Ładnie pachniały i łatwo się rozprowadzały na skórze. Wystarczyły na miesiąc.




IOPE Essential Skin Boosting Serum dodatkowo błyskawicznie się wchłaniało, co nie jest bez znaczenia podczas porannej pielęgnacji, gdy mam pół godziny na wyjście z domu, a tu jeszcze trzeba wysuszyć włosy, wypić kawę i nałożyć na twarz kilka innych kosmetyków.
Według ulotki wartość tego serum to 84$ za 40 ml. Nauczyłam się nie wierzyć "memewartości" kosmetyków, właściwie nie zwracam na to uwagi, ale tym razem poszukałam serum w sieci.
Przy okazji potwierdziły się  informacje, że kosmetyki zaprezentowane w tym pudełku są już wycofane ze sprzedaży. Jednak tu i ówdzie można je znaleźć. W jednym z koreańskich sklepów internetowych serum można nabyć za 18$.

IOPE Essential Moisture Relief Creme (50 ml) został moim numerem 2, tuż po serum, chociaż nie przepadam za żelową konsystencją. Ulotka głosiła, że krem jest doskonały na lato i najlepiej używać go na noc, nakładając grubszą warstwę. Była jesień, ale co tam, nawilżanie to podstawa. Nakładałam więc wieczorem grubą warstwę kremu, zasypiałam na plecach, ale i tak budziłam się z twarzą wtuloną w poduszkę. Trudno powiedzieć czy krem wsiąkał w skórę czy w poszewkę. Grunt, że budziłam się nawilżona i promienna.

IOPE Essential Tone&Wrinke Care Eye Cream (25 ml) w ładnej metalizowanej, srebrnej tubce jakoś nie chce się skończyć, ale używam też innych kremów pod oczy w zależności od nastroju. Krem ma plus za to, że mnie nie uczulił oraz za zawartość masła shea i olejku z jojoby. Teoretycznie powinien wypełniać drobne linie i zmarszczki, ale nie zauważyłam, żeby działał w ten sposób. Za to nawilża wzorcowo.

Najmniej jestem zadowolona z IOPE Essential Facial Oil (30 ml). To mój pierwszy olejek do twarzy i raczej nie polubimy się. Chociaż łatwo się rozprowadza, szybko wchłania i nie zostawia tłustej warstwy, jest w nim coś, co sprawia, że moja twarz robi się czerwona. Nie wiem co ma w składzie oprócz olejku arganowego i olejku z orzechów makadamia (wyrzuciłam pudełko, ale tam i tak skład był z pewnością po koreańsku). Wyczuwam jakby eukaliptus. Nie pozbęde się go, bo mi szkoda - taka ładna butelka z ciężkiego, granatowego szkła - podoba mi się. Smaruję nim łokcie, też im się coś od życia należy.

IOPE Air Cushion XP SPF50+/PQ+++ w kolorze N21 (naprawdę tyle plusów jest w nazwie) miałam już wcześniej, więc ta z pudełka stała się prezentem.
O moim pierwszym podkładzie w poduszce (firmy Hera) pisałam już kiedyś (zajrzyj tutaj).
Poduszka IOPE nie podbiła mojego serca. Owszem, używam jej, skoro już ją mam, ale nie trzyma się na mojej twarzy tak dobrze, jak Hera. Poza tym - w przeciwieństwie do kremów - nie odpowiada mi jej zapach. Jest nieprzyjemnie apteczny.


Na pierwszy rzut oka kolor wygląda na ciemny, ale nie jest taki. Mam bardzo jasną karnację i kolor N21 jest dla mnie idealny. Podkład ładnie wtapia się w skórę i daje uczucie nawilżenia (tuż po nałożeniu twarz wydaje się mokra). Przez pierwsze dwie godziny wyglądam idealnie, potem muszę poprawiać makijaż - co nie jest trudne, bo opakowanie w formie puderniczki jest bardzo poręczne. Jednak dzieje się coś, co tę poduszkę przekreśla - pomimo użycia bazy pod podkład zbiera mi się w zmarszczkach. Okropnie tego nie lubię. Zaczynam dochodzić do wniosku, że poduszki nie są dla mnie. Ale mam jeszcze jedną, która czeka na wypróbowanie. Może ona będzie tą jedyną.

Uważam, że to był bardzo dobry Memebox. Teraz poproszę taki z Su:m37.