2.12.2016

SKLEPY INTERNETOWE, CZYLI ZAKUPY W JUUI.PL

Poczułam nagły przymus kupienia nawilżającego serum do twarzy. Być może dlatego, że mało mam ostatnio produktów stricte nawilżających, a może dlatego, że otrzymałam podprogowy przekaz, przeglądając facebooka.

Tak trafiłam do sklepu JUUI.PL
To nie były moje pierwsze odwiedziny. Już nie raz miałam koszyk wypełniony po brzegi. Jednak od dawna pracuję nad swoim zakupoholizmem i zawsze przed finalizacją zakupu zadaję sobie pytanie, czy aby na pewno potrzebuję tego teraz i natychmiast. Spróbujcie! To niesamowite, jak często odpowiedź brzmi "nie". 

Serum było mi potrzebne, bo posiadane cztery miniaturki się nie liczą jako produkt pełnowymiarowy.

Wybrałam serum nawilżające Klairs z kwasem hialuronowym (Klairs Rich Moist Soothing Serum 80 ml -  94 zł). Po otwarciu pudełka ukazały się też urocze gwiazdki. Nie wysypały się i nie zaśmieciły mi podłogi, więc poczułam do JUUI wiekszą sympatię.


Zamówienie złożyłam wczoraj, dzisiaj paczka jest u mnie.  Uwielbiam, gdy sklepy błyskawicznie realizują wysyłkę. Mam na tym punkcie obsesję, bo sama prowadzę sklep internetowy i wiem, co jest ważne dla klienta. (Czy ja się już przyznałam kiedyś, że ZANSHIN - sklep wypełniony Japonią to ja?).

Ale wróćmy do naszych zakupów. Serum ma formę gęstego żelu. Łatwo się rozprowadza i szybko wchłania. Zamknięte jest w bardzo poręcznej butelce z pompką. Wybrałam Klairs, bo nie próbowałam jeszcze tych kosmetyków - może to nie jest najlepsza motywacja. Wahałam się jeszcze czy nie zamówić serum Mizon Hyaluronic Acid 100, bo było w promocji, ale było go mniej (30 ml) i miało pipetkę, czego nie lubię. 

Od pół godziny nawilżam się więc Klairsem. Nadal czuję lekki zapach serum. Niestety czuję też lekkie ściąganie skóry, co mi się nie podoba. Być może przyczyną jest nienałożenie kremu, ale chciałam spróbować czy serum samo sobie poradzi. Przychodzi mi też do głowy, że może powinnam zmniejszyć temperaturę ogrzewania, ale mam zakaz zbliżania się do urządzeń elektronicznych, bo one przestają działać, gdy tylko znajdę się w pobliżu i o nich pomyślę. Mam Moc! Niemniej jednak jest to fakt, który niejedna osoba może potwierdzić. A tak szczerze to nie umiem obsługiwać tego pieca, bo zgubiłam instrukcję. 

JUUI oferuje darmową przesyłkę, gdy zrobi się zakupy za conajmniej 100 złotych. Dorzuciłam więc do paczki maskę w płachcie Klairs - Rich Moist Soothing Sheet Mask (8 zł). Dostałam też 5 próbek - cztery z Klairs (krem bb, lotion UV, Midnight Blue Calming Cream i tonik - fajnie)  i jedną  z Mizon (krem ze ślimakiem). 


Jestem bardzo zadowolona z zakupów i na pewno wrócę do JUUI. Było szybko, bezproblemowo, są próbki, są promocje, sam sklep jest bardzo ładny i łatwo się po nim poruszać. Poza tym oferuje marki, których do tej pory nie było na polskim rynku i trzeba je było zamawiać z zagranicy. 

Zastanawiałam się nad zakupem serum Klairs na stronie Wishtrend - jeszcze do środy mieli duże promocje, serum było znacznie tańsze, niż w JUUI, ale żeby załapać się na darmową przesyłkę, trzeba było zamówić więcej rzeczy (czy ich  potrzebowałam? NIE!), a co za tym idzie wydać znacznie więcej (minimum 69 USD). No i potem czekać 2 tygodnie na paczkę. 

To nie jest wpis sponsorowany. Napisałam, bo chciałam. Myślę, że będę częściej pisać o zakupach w Internecie, bo robię ich bardzo dużo, robię je często, są sklepy, do których wracam i są takie, których unikam. Są też takie, w których spędzam godzinę, zapełniam koszyk, tropię promocje i prezenty, po czym zadaję sobie pytanie: czy aby na pewno...?





30.11.2016

LIFERIA - BEAUTY BOX LISTOPAD 2016

Liferia to najnowszy box z kosmetykami na polskim rynku. Zamówiłam go więc i jednocześnie powracam z wpisami po rocznej przerwie. Tadam!


Przyszło.
Od razu rzuciło mi się w oczy, że to jest bardzo małe pudełko. Solidne, estetyczne,  ale malutkie. W środku zmieściło się  jednak pięć pełnowymiarowych kosmetyków. Plus.
Z czego dwa miały zgniecione opakowania. Minus.
W sumie nie powinno to w niczym przeszkadzać, bo opakowania i tak idą do  kosza (ups, do recyklingu oczywiście), ale ja po prostu wiedziałam, że tak będzie.

Z pudełka wyciągnęłam:

1. NAOBAY natural & organic HydraPlus Cleansing Milk

Delikatne mleczko do suchej skóry z wyciągiem z aloesu, jabłka, malwy i olejem ze słodkich migdałów. Wszystkie te składniki pochodzą z upraw organicznych, a więc mleczko bardzo eko.

Produkty Naobay pojawiały się kilkakrotnie w innych boxach. Są przyjemne w użyciu i nie robią mi krzywdy. Nie używam mleczka do oczyszczania twarzy, ale teściowa się ucieszy. Albo każe mi się leczyć na głowę, bo gdy ostatnio poprosiła mnie o jakieś mleczko (jestem rodzinnym źródłem wszelkiego kosmetycznego dobra), podarowałam jej mleczko l'Occitane. A po kilku dniach mleczko Organics, bo zamawiając je w sieci zapomniałam, że to zrobiłam. Ale Naobay się nie liczy jako zakup kompulsywny, bo nie wiedziałam, że będzie w boksie. Chociaż teraz dla pewności sprawdziłam czy zamówiłam pojedyncze pudełko Liferii czy subskrypcję. Byłam pewna, że pojedyncze. A jednak nie - wykupiłam trzymiesięczną subskrypcję.

2. UNANI dermo defense face mask - product hiszpański, zupełnie mi nieznany.

Maseczka polecana jest do skóry wrażliwej czyli dla mojej. Ma odżywiać, nawilżać i oczyszczać. W opakowaniu z bardzo wygodną pompką znajduje się 125 ml przezroczystego, gęstego płynu, może raczej żelu. Z łatwością można go nanieść na twarz, nie spływa i bardzo przyjemnie pachnie. Myślę, że się polubimy (w tej chwili pielęgnuje mi lewą dłoń).

3. FLOSLEK Żel ze świetlikiem lekarskim i herbatą - do powiek i pod oczy

Klasyk. Wiem, bo ciocia używa od lat. W żelu jest świetlik lekarski, ekstrakt z zielonej herbaty i pantenol.

4. VG Professional Make Up Foundation Studio Fix 

Hiszpański puder mineralny. Na jego temat się nie wypowiem, bo... nie udało mi się zajrzeć do środka. Zewnętrzne kartonowe opakowanie pudru wygląda, jakby było kilkukrotnie otwierane i zamykane. Puderniczkę bardzo trudno jest otworzyć (Liferio! Masz na sumieniu mój paznokieć!). Jest przycisk, który teoretycznie powinien zwolnić zatrzask - nic z tego. Opakowanie jest ewidentnie uszkodzone.

5. Mr. Scrubber Coffee Beans Scrub Sexy Chocolate ((na zdjęciu załapało się tylko trochę, leży na dnie)

Ukraiński peeling, który można sobie rano zaparzyć do śniadania, bo zawiera ziarna robusty i arabiki. Nie jestem fanką tego typu peelingów. Lubię, gdy mi się wszystko pod prysznicem rozpuszcza.

Gdyby nie problem z opakowaniami, uznałabym Liferię za bardzo dobre pudełko. Jest 5 produktów, wszystkie pełnowymiarowe, nowe marki - właśnie tego oczekuję od pudełek z kosmetykami.

Odniosłam jednak wrażenie, że wszystkie produkty pochodzą z jakiegoś outletu.
Mleczko Naobay nie ma drewanianej nakrętki. Maseczce Unani brakuje plastikowej zatyczki Opakowania żelu Floslek i pudru są wymięte. Gdy w końcu udało mi się otworzyć puderniczkę, na lusterku zobaczyłam resztki jakiejś naklejki. Stwierdziłam, że puder i tak jest dla mnie za ciemny i zamknęłam pudełko - chyba na wieki, bo drugi raz nie udało mi się go już otworzyć.

9.11.2015

REVITALIZING SUPREME GLOBAL ANTI-AGING CREME ESTEE LAUDER CZYLI KREM

Zawsze miałam wrażenie, że kosmetyki Estee Lauder są kosmetykami dla dojrzałych kobiet, a wręcz starszych pań. To prawdopodobnie wina designu - nobliwych i eleganckich słoiczków."Zawsze" trwało i  trwało, dopóki nie uświadomiłam sobie, że oto jestem dojrzałą kobietą, jeszcze nie starszą, ale zdecydowanie dojrzałą, przekroczyłam półmetek (jeśli weźmiemy pod uwagę długość życia członków rodziny po mieczu, która znacznie wykracza poza statystyki, bo jeśli popatrzeć po kądzieli, to w zasadzie powinnam się już zbierać).
Sięgnęłam więc po złoty słoik z kremem, który obiecał mi, że zmniejszy wiele oznak starzenia się skóry. 
Władca Czasu czyli Doktor, któremu nie straszny upływ czasu. Oraz krem.

Czy Wam też się zdarza, że jednego dnia patrzycie w lustro i możecie góry przenosić, albo bez makijażu reklamować skuteczność produktów pielęgnacyjnych, a następnego dnia to samo lustro pokazuje kobietę starszą o 10 lat? Trafiłam na ten gorszy dzień, więc szybko zamówiłam sobie krem. 
Chociaż Estee Lauder ma w ofercie wiele kremów dla cery dojrzałej, wybrałam ten, bo:
  • złoty słoiczek pasował mi do łazienki (no co? kryterium, jak każde inne)
  • do kremu dołączona była kosmetyczka oraz miniatury trzech produktów - krem pod oczy z tej samej serii w równie eleganckim, szklanym, maleńkim słoiczku (5 ml kremu wystarczyło mi na tydzień), 7 ml Advanced Night Serum i wysuszająca mnie na wiór  pianka Advanced Clean (50 ml)  - to wszystko w cenie kremu (w czerwcu 2015 - 375 zł, dzisiaj sam krem kosztuje 380 zł)
  • w prezencie za zakupy powyżej 370 zł otrzymałam kosmetyczkę z siedmioma miniaturami (było trochę pielęgnacji i trochę kolorówki) - w każdym razie prezentów było mnóstwo, wszystkie się sprawdziły i za to właśnie lubię zakupy na stronie Estee Lauder. I nie jest to wpis sponsorowany).
Takie prezenciki dołączone były do zamówienia. Maleńkie zdjęcia pobrałam z historii swoich zamówień na stronie sklepu www.esteelauder.pl
Krem ma bardzo bogatą konsystencję, łatwo się rozsmarowuje, ma idealny poślizg. Po pierwszym użyciu (a użyłam go rano) wystraszyłam się, że nigdy nie wsiąknie i będę tak stać i spóźniać się do pracy. Albo go zetrę. Doszłam do wniosku, że będę go używać tylko na noc. Ale oto po chwili nastąpił przełom. Gęsta warstwa  kremu wchłonęła się błyskawicznie, a skóra podskoczyła i zaklaskała w dłonie, krzycząc "mój ci on jest!". Nawilżona. Wygładzona. Odżywiona taka.
Ale to jeszcze nie koniec. Poczułam bowiem, że mam twarz idealną do nałożenia podkładu w poduszce. Nie jestem fanką tych podkładów (tzn. jestem, ciągle je kupuję, bo mam nadzieję, że ten następny będzie idealny, ale one nie chcą się na mnie trzymać). I oto znalazłam swój krem pod podkład! 
Nie podam Wam teraz  składników (chociaż sama jestem ciekawa, co tam siedzi), bo wyrzuciłam ulotkę, a nie mogę tych składników nigdzie wygooglać (czyżbym nie umiała googlać?). Na żadnej ze stron Estee Lauder nie podaje INCI (wysłałam maila, uzupełnię wpis, gdy tylko je dostanę). Chwali się za to technologią IntuiGen™, technologią,  która "zna potrzeby Twojej skóry". I tylko tyle na ten temat. Właściwie nie jest mi do szczęścia potrzebna znajomość składników (słyszę, jak zgrzytacie zębami). Zużyłam cały słoiczek, czuję się nawilżona i wypielęgnowana, mogłam przez miesiąc używać moich cushionów i mieć pewność, że wyglądam dobrze.
Krem nie sprawił cudów, bo wiadomo, że cudów nie ma. Czuję jednak, że jest dla mnie odpowiedni, bo spełnia kilka kryteriów:
  • szybko się wchłaniania,a jeśli używam kremu na dzień - musi się wchłaniać szybko
  • nie pachnie (skoro nie przeszkadzają mi lekkie i przyjemne zapachy kremów, tym bardziej nie przeszkadza mi brak zapachu; tak sobie myślę, że nie może mi przeszkadzać coś, czego nie ma)
  • tuż po nałożeniu kremu jest mi bardzo przyjemnie, a w ciągu dnia nie myślę o tym, żeby się nawilżyć, a więc działa przez cały czas
  • nie wyglądam gorzej, niż miesiąc temu, więc chyba działa


14.10.2015

MINI RECENZJE MINI PRODUKTÓW II CZYLI CO PISZCZY W LOOKFANTASTIC - MURAD I NUXE


Październikowy Lookfantastic był wypełniony kosmetykami po brzegi. Mam więc co próbować, ale nie mogę czekać, aż zużyję wszystkie kosmetyki z tego boxa, bo twarz mam tylko jedną, a blog zarasta pajęczyną.

Oto dwie tubki, które poszły na pierwszy ogień. Produkty Nuxe i Murad dosyć często pojawiają się w Lookfantastic. Zupełnie mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, Te kosmetyki są takie nasze - europejskie znaczy. Ot, taki krótki odpoczynek od kosmetyków azjatyckich, które panoszą się w szufladzie.

Zaczęłam od kremu do rąk Nuxe - bo wiadomo, że kremów do rąk (oraz torebek, w których można nosić te kremy) nigdy za wiele.



Nuxe jest firmą francuską, a jej sztandarowym produktem jest suchy olejek Huile Prodigieuse. Krem do rąk i paznokci z linii  Reve de miel  zawiera miód, słonecznik, różne olejki oraz witaminę E i ma za zadanie naprawić i  odżywić suchą skórę dłoni oraz  chronić ją - jak to krem. Wchłania się błyskawicznie, co dla mnie ma ogromne znaczenie w przypadku kremu do rąk. Naprawdę nawilża i sprawia, że dłonie natychmiast wyglądają ładnie. Ale... Próżno się w nim doszukać zapachu miodu. Spodziewałam się lekkiego, słodkiego aromatu, a krem zaatakował mnie silnym, nieprzyjemnym i nieznośnie długo utrzymującym się zapachem. 15 ml to nie jest wiele, ale nie jestem pewna czy dam radę go zużyć.

Zauważyłam, że mam problem z wieloma naturalnymi kosmetykami ze względu na ich zapachy. Często odbieram je, jako bardzo nieprzyjemne. Nie mam w zwyczaju się męczyć i zużywać ich na siłę, więc często lądują w koszu. A serce mi pęka...


Drugi kosmetyk - AHA/BHA Exfoliating Cleanser MURAD w ogóle nie pachnie. Obiecuje za to kompleksową odnowę starzejącej się skóry, rozpuszczenie martwych komórek naskórka i przywrócenie blasku. Można go stosować kilka razy w tygodniu. Dla mnie był to pierwszy raz.
Z reguły stosuję wszelkie peelingi tylko raz w tygodniu i wybieram peelingi enzymatyczne, bardzo delikatne. Moim numerem jeden jest Kanebo Sensai Silk Peeling Powder, który nigdy się nie kończy. Ostatnio testuję podobny proszek firmy Tatcha.  Ale skoro mam Murad - dajmy mu szansę.



Relacja niemal na żywo.

Peeling ma rzadką konsystencję i mocno wyczuwalne ostre drobinki. Nie lubię, gdy coś mi zdziera twarz, więc jest pewne, że się nie zaprzyjaźnimy. Jeśli jednak to wam nie przeszkadza, efekt jest spektakularny. Widoczny na pierwszy rzut oka. Twarz jaśnieje i jest naprawdę czysta.

Niestety... Po godzinie od zmycia peelingu i zastosowaniu nawilżającej maski w płachcie, twarz trochę mnie piecze i jest mocno rozgrzana. Czuję, że skóra mi się kurczy i nie jest to przyjemne uczucie.

Gruba warstwa kojącego kremu Bavar Oriental Lab przyniosła mi ulgę. I tym sposobem powróciliśmy do korzeni. Czyli do kosmetyków koreańskich.

1.09.2015

MINI RECENZJE MINI PRODUKTÓW CZYLI ZUŻYWANIE ZAPASÓW

W każdej szufladzie z kremami znajdą się miniaturki kosmetyków. Ja mam ich mnóstwo, głównie ze względu na moje pudełkowe uzależnienie. Muszę  się jednak pochwalić, że powoli wychodzę z nałogu. Nie przedłużyłam subskrypcji Shinyboxa, ani beGlossy (chociaż dostanę jeszcze jedno pudełko za uzbierane punkty). Nie kupię następnego Naturalnie z Pudełka, bo wrześniowe w ogóle mi się nie podoba. Chillbox mnie nie kręci. Zostaję tylko przy Lookfantastic - zupełnie przez przypadek zresztą, bo zamówiłam roczną subskrypcję, nie sprawdzając, że Lookfantastic pobiera należność za cały rok z góry. Ta "przygoda"  uświadomiła mi mój problem - zrobiłam zakupy, zupełnie nie zwracając uwagi ile płacę - byle szybko, byle mieć, już, natychmiast.

Do mini rzeczy więc!

1. Eau d'orange verte - Hermes - miła niespodzianka w łazience wiedeńskiego Sofitelu. Rozczarowująca.  Umyłam się i pachniałam, jak facet. Zapach wody kolońskiej chodził za mną cały dzień.



2. Miracle Spray 10 w 1 - Beauty Works. Produkt, który robi włosom dobrze - nawilża, wzmacnia, odżywia, nabłyszcza, zapobiega rozdwajaniu się końcówek, chroni przed ciepłem suszarki, nadaje włosom objętość, ułatwia stylizację, wygładza i jest pełen przeciwutleniaczy. 50 ml cudu. Lubię odżywki w sprayu i ta odżywka została właśnie moją ulubioną. Łatwa w użyciu, włosy  rozczesują się bez problemu i można ułożyć fryzurę bez dodatkowych kosmetyków. Mam półdługie włosy, lubię, gdy są proste i się nie rozłażą na wszystkie strony. Myję i suszę je co rano, Miracle Spray znacznie poprawił mi poranną jakość życia. Jest bardzo wydajny, używam go już 2 tygodnie i jeszcze trochę zostało. (Z Lookfantastic - chcę dużą butlę!)



3. Moisture Surge Overnight Mask - Clinique  czyli po naszemu sleeping pack. 15 ml
Nawilża. I chociaż niektóre produkty Clinique są zawsze w mojej szufladzie, ta maska tam się nie pojawi. Bo jest nudna. Bardzo poprawna. Ale nie ma "tego czegoś" (nie pytajcie mnie tylko czego i co bym w niej zmieniła,  bo czasem z kosmetykami tak po prostu jest, że są nijakie).
Wystarczyła na 5 razy. (Prezent do zakupów)



4. Thirstymud Hydrating Treatment - Glamglow 15 g - nawilżająca maseczka o kremowej konsystencji w kolorze gryczanego miodu i o uroczym zapachu (w opisie jest kokos, ja czuję karmel). Sesja nawilżania i aromaterapii w jednym. Stosuję na noc, nie zmywam, bo szybko zasypiam. Pachnie tak, ach! Rano już nie pachnie, ale skóra wygląda na zadowoloną. (Miniaturka z Douglas Box of Beauty, w którym głównym produktem była pełnowymiarowa czarna maska Glamglow).


Cdn. I to nawet kilka razy, bo miniatur ci u mnie dostatek. A ponieważ moja autoterapia zakupoholizmu polega też na niekupowaniu (tak dużo, jak do tej pory) - zużywam.

10.07.2015

SIELSKI BOX - EKO KOSMETYKI

Sielski Box mignął mi na fejsie, ale nie brałam go nigdy pod uwagę, bo nie lubię pudeł z jedzeniem. Gdy mignął mi raz jeszcze hasłem EKO KOSMETYKI - zamówiłam bez mrugnięcia okiem.
Może powinnam jednak była pomrugać trochę, bo najpierw przez pomyłkę zamówiłam właśnie ten z jedzeniem. No trudno. Spożyję ze smakiem,

Przesyłka była doskonale zabezpieczona, wypełniona eleganckimi, ekologicznymi ścinkami, które zaśmieciły cała kuchnię. Muszę trochę ponarzekać, bo do zawartości nie mam (prawie) żadnych zastrzeżeń.

Oto zawartość Sielskiego Boxa :



Jak widać, wszystkie kosmetyki są pełnowymiarowe.

Najbardziej ucieszyłam się z kremu Clochee (100% naturalnych składników), bo widzę wszędzie tę markę, a nie miałam jeszcze okazji niczego wypróbować.  Krem jest umieszczony w eleganckim szklanym opakowaniu z pompką (byle tylko nie wyśliznął mi się z ręki i nie upadła na płytki w łazience!). Wchłania się błyskawicznie i zobaczymy  wkrótce czy nawilży mnie i ujędrni. Równie błyskawicznie trzeba go zużyć, bo jego data przydatności to październik 2015. To jest jedyny zgrzyt tego pudełka. Ale w sumie nie wiem dlaczego mnie to zdenerwowało, bo i tak mam zamiar używać go od dzisiaj. W tej chwili mam tylko dwa kremy do twarzy - Clinique na dzień i Iope na noc, drugi krem na dzień zmieści się bez problemu. 

Przez długą chwilę zastanawiałam się czy otwierać balsam do rąk Pat&Rub, bo kremy do rąk mam poupychane w każdym kącie mieszkania, w każdej szufladzie i przy każdym fotelu. Ciekawość zwyciężyła.

Dziewczyny! I chłopaki - jeśli tu zaglądacie! To jest najpiękniej pachnący krem do rąk, jaki kiedykolwiek chodził po świecie. Najpierw pachnie kokosem, a potem przebija się mocna, cytrynowa nuta. Muszę głupio wyglądać, gdy tak siedzę i wącham dłonie... Poza tym to kolejne opakowanie z pompką i na dodatek ogromne - 100 ml. 
W składzie ma olej kokosowy, masło awokado, olejek z trawy cytrynowej, ekstrakt z cytryny, masło z oliwek, kwas hialuronowy, naturalną witaminę E oraz "inne roślinne substancje natłuszczające i nawilżające". Wszystkie te składniki to surowce naturalne i z certyfikatem ekologicznym.

Są dwa kosmetyki Sylveco - kremowy żel do ciała i rokitnikowa pomadka ochronna. Zostaną zużyte, skoro są. Jakoś nie pałam miłością do Sylveco, ale u mnie się nic nie marnuje. Żel oddam synowi, niech się dziecko umyje porządnie, a pomadkę wrzucę do którejś z torebek. Pomadka dziwnie pachnie, niby cynamonem, ale cynamon pachnie inaczej. Może tak właśnie pachnie rokitnik, ale nie jest to mój ulubiony zapach.

Jest jeszcze ręcznie robione mydło Enklare, z którego ucieszy się teściowa. Zapach nie przebija się przez foliowe opakowanie, ale z lektury składników wnioskuję, że będzie pachniało kokosem

Załączono też mnóstwo próbek i broszurek z Sylveco.

Pudło kosztowało 89 zł i jeśli Sielski Box wypuści jeszcze kosmetyczną edycję, na pewno złożę zamówienie. 

Niedawno dostałam też kosmetyki z "Naturalnie z pudełka" -większość zupełnie mi nie znanych, ale także ekologicznych. Część z nich testuję teraz na sobie i niedługo o nich napiszę, ale mogę już powiedzieć, że po pierwszym zachwycie nad zawartością,  taką eko bardzo, wow, mój entuzjazm opada. 

13.06.2015

INSPIRED BY CHARLIZE MYSTERY - CZYLI NIE MOGĘ SIĘ DO NICZEGO PRZYCZEPIĆ

Pudełko Inspired By Charlize Mystery jest pudełkiem idealnym. 

Ma same plusy.

+ Jest duże i ciężkie

+Jest wypełnione po brzegi kosmetykami, które znam i lubię:



+Płyn micelarny Biodermy Sensibio H2O, którego używam zawsze i od zawsze, a właśnie mi się kończy butelka. Miałam go wprawdzie nie kupować teraz, bo zamówiłam w Berdever płyn Derizum, który już dotarł i czeka na otwarcie, ale widocznie nie jest mi pisane nieposiadanie Biodermy. To jak ze smartfonem - jeśli go nie ma w pobliżu, czuję się nieswojo. Nie muszę go używać, ale muszę go mieć.



+ Vip Gold Super Plus BB Cream - krem BB, dla którego zamówiłam to pudełko. Chciałam go wypróbować, skoro nadarzyła się okazja. Pierwsza próba koloru na dłoni wypadła idealnie. Podoba mi się opakowanie z pompką, jest eleganckie i funkcjonalne. 





+ Odżywka do paznokci i serum do rąk i paznokci firmy Cztery Pory Roku.
Obydwa produkty były kiedyś w ShinyBoxie i używam ich regularnie. Odżywka ma pędzelek i jest łatwa w użyciu, podobnie jak serum trzymam ją obok fotela, na którym oglądam filmy i używam ich w przerwie na reklamy. Lubię je, prawie mi się kończą, więc dobrze, że są.



+Żel pod prysznic Anatomicals ma wygodne opakowanie, ładnie pachnie, czego więcej wymagać od żelu pod prysznic?

+ Biosiarczkowy żel do mycia twarzy - coś nowego do wypróbowania

+ Książka "Nie mam się w co ubrać" - do przejrzenia, odłożenia na półkę i sięgnięcia po nią za 10 lat, żeby sobie przypomnieć, jak się ludzie nosili onegdaj.

+/- Czekoladki wedlowskie. Smaczne. Minus za to, że będę musiała dłużej skakać. 

Do zamówienia trzech pudeł Inspired By (mam jeszcze box Ewy Chodakowskiej i  Kasi Tusk) nie skłoniły mnie firmujące je nazwiska. 
Box Chodakowskiej zamówiłam z ciekawości, bo ostatnio regularnie ćwiczę i chyba pomyślałam sobie, że wyskoczy z niego dżin i bez wysiłku stanę się smukła i schudnę. I właśnie sobie zaprzeczyłam. Jednak do zakupu tego boxa skłoniła mnie magia nazwiska Chodakowskiej. A wyskoczyła z niego skakanka, no i teraz nie mam wyjścia, muszę skakać. 

Box Kasi Tusk zamówiłam z powodu wody toaletowej Daisy - bo była, bo ładnie pachnie, bo ma śliczny flakonik. Nie otworzyłam jej jeszcze, zastanawiam się czy ktoś nie ma niedługo jakiegoś święta, żeby mu ten zapach podarować. Lubię mieć w zapasie ładne drobiazgi, bo sprawdzają się doskonale w nagłych, prezentowych sytuacjach.
O Charlize Mystery nie słyszałam wcześniej. Zajrzałam na jej blog.  Sprawdziłam cenę kremu Skin79 (od 99 zł do 130 zł) i stwierdziłam, że się opłaca:) Ten box kosztował z przesyłką 109 zł.
Był najlepszy.

Pomimo tego, że anulowałam wszystkie subskrybcje, nie twierdzę, że zakończyłam przygodę z Inspired By. Może następna edycja skusi mnie ciekawą zapowiedzią. 

Zaczynam swój własny projekt pt. "Nie kupuję kosmetyków, dopóki nie wykorzystam tych, które mam  w domu.". ROTFL.