6.10.2014

HERA UV MIST CUSHION CZYLI MÓJ PIERWSZY KOSMETYK Z KOREI

Czytając o koreańskich podkładach cushion foundation (głównie na tym genialnym blogu o japońskich i koreańskich kosmetykach) zapragnęłam poduszeczkę posiąść i stać się piękna, aż do bólu.

Wybrałam UV Mist Cushion Mineral Clay Water & Smart Layer UV Complex SPF50+/PA+++ (na jednym oddech nie da się wypowiedzieć tej nazwy) w odcieniu N21. Jestem bladolicą blondynką, a to był najjaśniejszy z dostępnych kolorów, więc kupiłam go, nomen omen,  w ciemno.



W gustownym opakowaniu z lusterkiem znajduje się poduszeczka nasączona podkładem (15 g). Nakłada się go na twarz za pomocą dołączonego aplikatora - gąbeczki. Już po pierwszym użyciu upaćkałam ten biały aplikator, po drugim postanowiłam go wyprać i wygląda na to, że większość podkładu wniknęła głęboko w  tę gąbeczkę. Po praniu zrobiła się jednolicie beżowa i już mnie tak nie cieszy, bo jednak śnieżna biel wyglądała znacznie lepiej.
W pudełku jest także dodatkowy wkład z podkładem, ale jeszcze go nie otwierałam (jest szczelnie zamknięty w torebce z metalowej folii) więc nie wiem czego się spodziewać. Ale zapasowej gąbeczki raczej tam nie będzie.




Ponieważ był to mój pierwszy kontakt z podkładem tego typu, kilka dni zajęło mi osiągnięcie satysfakcjonującego efektu.


Dzień 1
Na twarzy wchłonęło się już serum i krem. I chociaż wiem, bo się przygotowałam teoretycznie, że powinnam użyć bazy pod makijaż, rezygnuję, bo chcę nałożyć Herę tak, jak nakładam wszystkie podkłady - szybko. Stoi mi też na przeszkodzie brak bazy w szufladzie (zamawiam ją więc, dając upust zakupoholizmowi). Od razu brudzę paluchami śnieżnobiałą gąbeczkę, bo najpierw musiałam oczywiście pomacać poduszeczkę nasączoną podkładem. Nakładam podkład i jestem zachwycona. Wyglądam promiennie, twarz mam gładką, czuję, że świat należy do mnie -  aż do następnego spojrzenia w lustro trzy godziny później. Podkład ulokował się głównie w zmarszczkach - w pionowej bruździe na czole i w kurzych łapkach wokół oczu. Na policzkach miałam placki w różnych odcieniach, nie wyglądało to dobrze, podkład się jakby złuszczył.

Dzień 2
Czyli powtórka dnia pierwszego, bo zmieniłam tylko poranny krem. Tak, wiem. Brak bazy.

Dzień 3
Nadal brak bazy, ale użyłam kremu BB, Nie pomogło.

Dzień 4
Jeszcze się nie poddałam, chociaż zaczęły mnie ogarniać wątpliwości czy na pewno dobrze zrobiłam eksperymentując z koreańskim podkładem. Pocztą przyszła baza. Wieczorem zrobiłam peeling, na noc zastosowałam nawilżającą maseczkę i z samego rana, po nałożeniu wszystkich specyfików oraz bazy przyszła pora na Herę. 

I w tym momencie zabrzmiały fanfary. Po kilku godzinach zabrzmiały po raz drugi, gdy zerknęłam w lustro - wyglądałam dobrze, nic mi się nie zgromadziło w zmarszczkach. Tu i ówdzie podkład wprawdzie zanikł, ale szybko poprawiłam makijaż  i pokazałam sobie palcami znak zwycięstwa. 

Podoba mi się uczucie tuż po nałożeniu podkładu - twarz jest lekko wilgotna  i  to jest przyjemne. 

Opakowanie w formie puderniczki jest bardzo poręczne, estetyczne i ułatwia zrobienie poprawek.

Po kilku dniach, pomimo szczelnego zamknięcia, poduszeczka z podkładem kompletnie wyschła z wierzchu. Przez chwilę miałam wrażenie, że śnię, bo co to za kosmetyk, który wystarcza tylko na parę razy? Okazało się, że podkład spłynął na dno i pojawia się po mocniejszym przyciśnięciu aplikatora. Dziwnie trochę, ale może to normalne, nie wiem. 

Ogólnie szału nie ma.  Czy jestem rozczarowana? Nie. Lubię wszelkie nowinki, więc jestem zadowolona, że przetestowałam ten podkład. Zużyję go do końca, bo nie jest zły.  Czy kupię go znowu? Nie. Herę nie. 

Kupiłam już IOPE.

Gdzie kupić?
W2Beauty  -  koreański sklep z koreańskimi kosmetykami.
Wysyłka do Polski gratis i zawsze mnóstwo próbek w prezencie.
Rejestrując się w sklepie i podając kod 203063808 otrzymasz 5$ zniżki na pierwsze zamówienie powyżej 30$.
Link do sklepu W2Beauty jest linkiem afiliacyjnym.


6 komentarzy:

  1. Niestety, jak podklad rodem z Azji, to baza jest konieczna. I to nie krem, ktory udaje baze, ale porzadny primer, ktory bedzie trzymal podklad.
    Ja lubie Here z senytmentu, bo to moja pierwsza poduszka. I za kolor, bo oprocz Hanyul'a nic tak dobrze nie wyglada kolorystycznie na mojej skorze.
    Ale jesli chodzi o trwalosc i ogolne wrazenie, to im dluzej uzywam poduszki Hanyul, to widze, ze nie ma porownania do Hery czy Iope.
    Gdybym zaczela od Hanyul czy sum:37, to jestem pewna, ze nie bylabym tak dobrze nastawiona do Hery.
    I jeszcze jeden trick - dziala swietnie, pomylilam sie jednego ranka, kiedy bylam bardzo zaspana i odmozdzona.
    Najpierw przelecialam twarz sypkim pudrem, potem nalozylam Here. I zabrzmialy fanfary. W taki sposob trzymala sie nieskazitelnie przez caly dzien pracy, czyli 8 godzin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepsze wynalazki powstają ponoć przypadkiem. Muszę spróbować z zastosowaniem pudru przed podkładem. Ale najpierw muszę go kupić (yes! zakupy! hura!).

      Usuń
    2. Daj znac jaki puder kupisz! Ja ciagle, kiedy wracam do taniutkiego Kanebo Media, to jestem zaskoczona jaki on jest dobry. Bije taka Laure Mercier o glowe. A nawet o dwie.

      Usuń
    3. Zaczekam na wpis o pudrach u Ciebie. Muszę skądś czerpać inspirację.

      Usuń
  2. w folii jest zapasowe pudeleczko z produktem, gabeczka rowniez tam jest.

    OdpowiedzUsuń